niedziela, 6 marca 2022

Skąd nazwa flamenco?


Flamenco znaczy po hiszpańsku: flamandzki (albo: Flamandczyk). Czyżby więc sztuka flamenco miała niderlandzkie korzenie? Nic podobnego: flamenco (sprawdzono) nie ma nic wspólnego z muzyką Belgii czy Holandii. Dlaczego więc ma taką nazwę? Flamencolodzy szukali różnych wytłumaczeń, mniej lub bardziej kuriozalnych, sugerując tu nawiązanie do niezrozumiałego języka Cyganów, do ich kolorowych (rzekomo wówczas) strojów, czy wręcz dopatrując się ich podobieństwa do flamingów. Historyk i muzykolog Blas Infante sugerował nawet, że flamenco pochodzi od arabskiego fellah-mengu, co miało oznaczać biednego wieśniaka. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie jeden drobny szkopuł: w języku arabskim wyraz „mengu”... nie istnieje.

Ja skłaniam się ku takiej oto hipotezie:

W 1492 r. cały subkontynent iberyjski został odzyskany przez chrześcijan z rąk Maurów, po czym zaczęły się czystki etniczno-wyznaniowe: wypędzono muzułmanów i żydów, Potem nie dowierzano także tym Arabom, którzy się przechrzcili (moriscos) i, na wszelki wypadek, ich także wyproszono z niedawno zjednoczonej Hiszpanii.

W międzyczasie, kilkoma falami, dotarł tam inny obcy etnicznie lud – Cyganie. Prosząc o azyl w kraju Królów Katolickich, uzasadniali swoją niemożność osiedlenia się w jednym miejscu religijną pokutą, jaką im zadano, każąc wyjść z ich ojczyzny, „Egiptu Mniejszego”. W związku z tą opowiastką, mieszkańcy Hiszpanii zaczęli ich nazywać „Egipcjanami” (gitanos). Przez wieki wzbraniali się przed asymilacją (a póki się dało, także przed osiadłym trybem życia), a przez to budzili podejrzliwość u sąsiadów, nie zawsze nieuzasadnioną. Niepodlegli miejscowym panom, Cyganie bywali przepędzani z miejsca na miejsce, i często wchodzili w kontakt z prawem (lub jego wykonawcami, co na jedno wychodziło). Funkcjonowali na marginesie społeczeństwa, ich status był niewiele lepszy niż ukrywających się potomków Maurów. Nieraz nie było wiadomo, gdzie dokładnie żyją. Jedni i drudzy byli niejako clandestinos, czyli, jak by powiedzieli Anglosasi, illegal aliens.

Wspominanie w rozmowach o tych nielegalnych mieszkańcach nie było bezpieczne: mogło napytać biedy i im, i mówiącemu. A było o czym / o kim mówić. Przypuszczam więc, że określano ich mianem innych „obcych” – tych legalnych. Odkąd bowiem na początku XVI wieku Hiszpania znalazła się pod panowaniem cesarza Karola V z dynastii Habsburgów, jedną z ziem korony hiszpańskiej stały się Niderlandy. Tym samym, ich obywatele byli poddanymi hiszpańskiego króla i mogli swobodnie szukać innego życia za Pirenejami, z czego wielu Flamandczyków (flamencos) korzystało. Widocznie odróżniali się od Hiszpanów, podobnie jak obcy wyjęci spod prawa – Arabowie czy Cyganie. Tych więc także zaczęto w rozmowach określać flamencos – wiadomo było, o kogo chodzi, a w razie, gdyby usłyszały to niepożądane uszy, można się było zaprzeć w żywe oczy: nie, o Cyganach czy Maurach nic nie wiem, mówiłem o tych z Flandrii…

Cyganie (w których grupy być może wmieszały się niedobitki Arabów, o podobnie śniadej karnacji) mieli własną muzykę, czy też własny sposób interpretacji tradycyjnej muzyki i tańców hiszpańskich (tonadas, seguidillas, boleros, fandangos) – porywająco żywiołowy śpiew, nieraz dziwnie przypominający zaśpiewy muezzinów, i niemniej żywiołowy taniec, bliski transowi. Skoro nazywano ich flamencos, ich odrębny sposób śpiewu nazywano cante flamenco – dosłownie: flamandzkie śpiewanie, czy raczej śpiewanie ludu flamencos. Z czasem cante flamenco zaczęto skracać do samego flamenco. Śpiewaniu często towarzyszył taniec (baile) i „granie” (toque), czyli akompaniament, przeważnie gitarowy (wcześniej prawdopodobnie na różnych odmianach lutni). Termin flamenco zaczął oznaczać całokształt tych trzech sztuk.

Brak komentarzy: