niedziela, 16 maja 2010

Alcalá de Guadaíra


Dawniej skromne miasteczko (choć z imponującą twierdzą Maurów) nieopodal Sewilli, zwane Alcalá de los Panaderos (czyli A. Piekarska, jako że miasteczko zaopatrywało Sewillę w chleb; samo Alcalá wywodzi się z arabskiego al-qall'at, czyli zamek) - dziś duże, hałaśliwe miasto.
Jedno z miejsc, gdzie muzyka flamenco rodziła się i rozwijała w znane dziś formy, takie jak soleá de Alcalá - jedna z najbardziej znanych i, na mój gust, najpiękniejsza odmiana soleá - jednego z podstawowych palos rdzennego, cygańskiego cante - dostojna, a zarazem pełna niepokoju, esencja cante jondo. Wieść gminna niesie, że jej twórcą był Joaquín de la Paula (1875-1933), wuj innego słynnego cantaora, Juana Talegi. Na jego cześć w lipcu odbywają się lokalne festiwale flamenco.

Oto fragment mojego dziennika podróży:
Po raz kolejny wyobrażenia brutalnie zderzają się z rzeczywistością. Na podstawie książek o flamenco wyobrażałem sobie małą, biedną mieścinę, a tymczasem dzisiejsza Alcalá de Guadaira to rozległe miasto z mnóstwem nowych osiedli (fakt, że przeważa w nich tradycyjna biel) i ogromnym ruchem samochodowym! Jednak szosa, którą przyszedłem z Maireny del Alcor, nazywa się w Alcali: Avenida de Antonio Mairena.

Właściwej starówki nie znalazłem. Stare domy tkwią tu i ówdzie między nowymi. Ale za kościołem, między zamkiem a rzeką jest jakby zapomniana uliczka z parterowymi domami, w stanie lekkiej rozsypki. Jakoś w takiej scenerii łatwiej mogę sobie wyobrazić jakiegoś auténtico śpiewającego soleá de Alcalá!

Ruch flamenco w
Alcalá wciąż jest bardzo żywy, o czym świadczy blog Alcalá Flamenca.
Z drugiej strony, miasto bynajmniej nie żyje przeszłością. Dąży do stania się miastem ekologicznie zrównoważonym, z uwzględnieniem optymalizacji zużycia energii i zainstalowania na dachach zakładów baterii słonecznych o łącznej mocy 10 MW.

Na zakończenie - soleá de Alcalá w wykonaniu Quijote:
Jak widać po blond brodzie, Quijote nie jest Andaluzyjczykiem z krwi i kości (acz z ducha chyba tak!). Cywilnie nazywa się Richard Black, pochodzi z Kalifornii, gdzie przez 20 lat pracował z młodocianymi przestępcami. Później założył własną firmę szkutniczą, doczekał się wnuków, a przez ostatnie cztery lata pływał jachtem "Saeta" wraz z małżonką, Andreą (bailaora La Canela) po wodach Ameryki i Hiszpanii. Jacht stał się ich domem. "Od zawsze" gra na gitarze i śpiewa flamenco (równocześnie!). W ub. roku śpiewał cante jondo na konkursie w Alcalá de Guadaíra. Dla mnie to kolejne fenomenalne odkrycie.

Komu mało, niech jeszcze posłucha El Cabrero - to dzięki niemu kiedyś odkryłem soleá de Alcalá.

Brak komentarzy: